Wiele lat minęło od chwili, kiedy poznałem (jako licealista) problem, który wynikał z doświadczenia na szczurach, a dotyczyło ono przegęszczenia populacji na zbyt małym obszarze. Nie mam pojęcia, czy było to właśnie dokonanie Johna Calhouna, w każdym razie ten naukowiec przeprowadził cały szereg badań także i nad myszami. Jedno z nich opisane jest na stronach: eksperyment oraz badania
Stanisław Kozłowski w swojej książce Granice przystosowania napisał: „(…) zmienne środowisko, które wykształciło obecną sylwetkę biologiczną człowieka, jest środowiskiem optymalnym, niezbędnym do podtrzymywania sprawności działania mechanizmów fizjologicznych, które należą do podstawowych cech tej sylwetki. Człowiek nie może lokować się pod kloszem izolacji od wpływów środowiska naturalnego, choć pozwala na to rozwój techniki”.
Świat kultury high-tech, który nazywam „man made cocoon”, brnie coraz mocniej w uzależnienie jednostki od systemu. Wkrótce nie będziemy mogli samodzielnie wkręcić nowej żarówki, bez wezwania specjalisty z odpowiednimi uprawnieniami. Stajemy się wplątani w nici naszego kokonu, w którym jest ciepło, zacisznie oraz bezpiecznie (przynajmniej tak się wszystkim wydaje), ale stajemy się bezradni wobec kolejnych zadań i zjawisk. W dodatku sami rezygnujemy z aktywności i poznawania świata, skoro to inni nas wyręczają od wysiłku, pozbawiając jednocześnie zmartwień.
Ciekawe, że wszyscy ci, co twierdzą, że są survivalowcami, nie rozumieją ani złożoności tego zjawiska, ani jego rozmiarów, ani zadań do wykonania. Strugają sobie patyczki, rozpalają ogniska, gromadzą kolejne noże i „patenty”, starannie pilnują, aby być dla innych kimś w rodzaju „mistrza magii”, a jeżeli coś dla innych robią, to tylko tak, aby móc potem przeliczyć kasę. Wcale nie żartuję — wiem, że żyć z czegoś trzeba i sam też o to dbam — jednak robiąc coś dla samej idei, jestem brany za osobnika nie z tego świata, podobnie, jak i niektórzy moi koledzy.
Cały czas forsuję pogląd, że sztuka przetrania wymaga roszerzerzania wiedzy w znacznie większym zakresie wiedzy, a następnie — przekazywania tej jej innym. Wtedy wszystko nabiera sensu. Rozumiem to zjawisko, że są ludzie, jak najbardziej mormalni, który zajmują się survivalem tylko dla siebie, w formie rekreacji, ucieczki od dnia powszedniego. Niektórzy z nich prawdopodobnie tracą możliwość bycia przydatnym dla owych innych. A przypominam, że jednym z ważniejszych elementów przetrwania osobistego, jest osiągnięcie owego szczególnego statusu „człowieka potrzebnego”, co znacznie zwiększa własne szanse…