Zatrucie grzybami

Skradzione z własnej strony www.survival.infocentrum.com powstałej bodajże w 1997 roku

Zatrułem się grzybami. Nie będę tu koloryzował, że zrobiłem to specjalnie, tylko po to, by dostarczyć innym cennej wiedzy. Stało się to przypadkiem. Jako że zawsze twierdziłem, że dla mnie — survivalowca — grzyby nie są bardzo istotne jako źródło żywności, mają za to znaczenie jako źródło zatruć, wobec tego sam grzybów nie zbieram. Owszem, odróżniam dość dobrze niektóre gatunki i na nich poprzestaję.

Tym razem grzybki dostałem (dawcą zaś był mój ś.p. Wspaniały Ojciec, któremu zarzuciłem, że chciał po mnie dziedziczyć), a towarzyszyło temu zapewnienie, że nie ma w nich niczego, co by miało niepokoić. Teraz mam jedno doświadczenie więcej…


OPIS ZDARZENIA:

  • O godzinie 15.oo zjadłem sobie grzybki z patelni, z jajeczkiem, lekko popieprzone — były smaczne
  • Około 16.oo czułem niemiłe gniecenie w przełyku
  • 17.oo — zacząłem się pocić
  • 17.3o — mój czas został poświęcony na małe posiedzenie; okazało się potem, że byłem jeszcze kilkakrotnie wzywany na salę obrad, co trwało do godziny 0.25
  • 18.oo — moje czoło było pokryte potem (sporo tego było, bo czoło mam ogromne); czułem jak pot cieknie po moim ciele
  • 18.3o — nie miałem wątpliwości, że grzybki „mają wątpliwości do mnie”; zacząłem w dużych ilościach pić herbatę (moja herbata jest zawsze w proporcjach: łyżeczka suszu na szklankę wody; parzę ją „po turecku”, czyli zalewam wrzątkiem w szklance); wzbogacałem ją o sól, z powodu utraty elektrolitów
  • 23.1o — zacząłem się trząść z zimna (było ciepło na dworze, ale i tak zamknąłem okno)
  • 0.45 — pojawił się ślinotok; do tej pory wypiłem ponad 10 szklanek herbaty (pojemności 0,33 litra); łyknąłem teraz węgiel lekarski (trochę późno, ale jednak) w ilości 10 sztuk
  • 1.2o — przestałem się tak mocno pocić (dwa szlafroki kąpielowe były całe przemoczone), ale nie mogłem powtrzymać drgawek, może tylko na chwilę
  • 2.oo — położyłem się spać pod puchową kołdrę; po parunastu minutach schowałem ręce pod kołdrę, bo mi „przemarzły”
  • 7.oo — obudziłem się na tym świecie: przez cały czas zatrucia nie miałem bólów brzucha, nie miałem mdłości ani wymiotów, biegunka skończyła się krótko po północy, ślina płynęła — pamiętam jak ją łykałem przez sen

Dlaczego nie udałem się do szpitala?

  • Objawy pojawiły się krótko po zjedzeniu grzybów, co jest charakterystyczne dla słabszych zatruć (jeśli chodzi o skutki fizjologiczne — a niekoniecznie o zewnętrzne „męki”)
  • Nie było takiego ryzyka, że pojawią się objawy jeszcze po dwóch czy trzech dniach, ponieważ zjadłem tylko jeden gatunek trującego grzyba
  • Nawadniałem organizm w dużej ilości i pilnowałem swoje elektrolity
  • Piłem herbatę, której garbniki działają osłaniająco, zaś pozostałe składniki — tonizująco
  • Łyknąłem węgiel lekarski
  • Od samego początku wiedziałem, co robię — to nie był prostacki eksperyment  z ciekawośc czy lekceważenie sytuacji

UWAGA:
Im później po spożyciu występują objawy zatrucia — tym gorzej,
zwłaszcza groźne są objawy pojawiające się później niż 36 godziny po zjedzeniu grzybów, a nawet 72 godziny, jak to jest w wypadku muchomora sromotnikowego; w tym ostatnim przypadku objawy mówią zawyczaj, że jest już za późno na ratunek.

Przy zatruciu grzybami nie należy leczyć się alkoholem (tym bardziej pić go) gdyż wzmaga on stopień zatrucia; dodatkowo przy zatruciu muchomorem sromotnikowym nie należy pić mleka (leczenie penicyliną — pod kontrola lekarza, najlepiej szpitalnie).

g1 g2 g3

UWAGA: dostałem maila o następującej treści, którą wysłał Radek (pisownia oryginalna):

ja w sprawie grzybów. napisałeś że zatrucie chwile po jedzeniu nie groźne. niestety przez ciebie ktoś morze zginąć. Mój tata lekarz kiedy przeczytał to co napisałeś powiedział że to nie prawda. Z każdym zatruciem trzeba do spitala. Są rzadkie ale jednak są gatunki grzybów których objawy po godzinie śmierć po dwóch. Pozdrawiam i usuń te herezje.

Ponieważ jest to sprawa poważna, zatem wyjaśniam: moją rezygnację z pójścia do szpitala przedstawiłem dość wyraźnie. Podkreślam, że takich argumentów raczej nie bierze się pod uwagę po przeczytaniu wyłącznie pierwszego punktu. Mamy tu zaś do czynienia z zespołem uwarunkowań i czynników, które zostały przeze mnie określone i zastosowane. Świadomie. Bo sam jestem jakoś wyedukowany (a do tego mam w domu lekarza, którego nawet nie niepokoiłem).

Zestaw argumentacji góruje nad tym, co może zrobić tzw. przeciętny człowiek, który nie potrafi dobrze opisać objawów, określić przyczyny, nie zna możliwości swego organizmu, nie zna sposobów postępowania, nie ma etatowych środków i nie umie ich zastąpić istniejącymi w najbliższym otoczeniu. I na koniec — nie potrafi działać objawowo i przyczynowo. W wyniku tego — nie potrafi pomóc sam sobie. Ja akurat WIEDZIAŁEM, CO SIĘ DZIEJE I CO ZROBIĆ (no i — być może — jestem do tego trochę zbyt pewny siebie). Nie stosowałem na przykład sposobów „ludowych”, jak ten polegający na wypiciu duszkiem szklanki wódki, aby „przegryzła”. A takie poglądy pokutują wśród ludzi.

ISTOTNA SPRAWA: informacja o szkodliwości grzybów jest wiarygodna. Odsyłam w tej sprawie do specjalistów, choćby doktora nauk biologicznych Łukasza Łuczaja, autora książek „Dzikie rośliny jadalne Polski” i „Podręcznik robakożercy”, które można znaleźć wśród książek polecanych przeze mnie — serwis Łukasza Łuczaja). Należy pamiętać, że słowo „trujący” odnosi się nie tylko do tych grzybów, które trują śmiertelnie, ale też do tych, które uszkadzają narządy wewnętrzne, oraz do tych, które „tylko” zaburzają na jakiś czas organizm, ale nie uszkadzają i nie zabijają. Do grupy grzybów zabijających należą na przykład muchomory (sromotnikowy, jadowity, zielonawy, wiosenny) zasłonaki (brodaty i rudy) oraz piestrznica kasztanowata,

Czym innym jest interpretacja zdania „im później po spożyciu występują objawy zatrucia — tym gorzej„. Można powiedzieć bowiem, że jedne grzyby trują mniej, drugie bardziej (patrz wyżej). Grzyby mniej trujące (a trzeba jeszcze wyodrębnić grzyby niejadalne, np. ze względu na smak) powodują niewielkie, niepożądane reakcje układu pokarmowego, z którymi rzadko który człowiek w ogóle chodzi do lekarza (i w dodatku jest to sprawdzony standard). Objawy występują szybko. Substancje zaburzające funkcjonowanie układu pokarmowego są identyfikowane przez organizm, który stara się ich pozbyć.

Problem jest z objawami występującymi późno. W wypadku muchomora sromotnikowego okazuje się bowiem, że organizm nie identyfikuje toksyn i nie pozbywa się ich „własnymi sposobami”. Objawy, które z opóźnieniem stwierdzamy, nie są więc reakcją organizmu na trucizny, ale objawami ISTNIEJĄCEGO JUŻ USZKODZENIA, a w przypadku wspomnianego muchomora — wątroby. Uszkodzenie bywa wystarczająco późno stwierdzone, by nie móc już uratować człowieka…

Dodam na wszelki wypadek, że interpretacja słów, że gdy jeden człowiek jest dużo wyższy od drugiego, to oznacza, że wobec tego ten drugi jest karłem — nie jest prawidłowa. Wadliwe jest też wnioskowanie, że moje określenie zatrucia grzybami objawiającego się później ma automatycznie oznaczać, że objawy natychmiastowe możemy całkowicie zbagatelizować. Nic takiego nie powiedziałem, ani nic takiego z moich wypowiedzi nie wynika.

Radku — dziękuję! Wskazałeś na ten element moich wypowiedzi, który może być niezrozumiały, należało więc go dookreślić. Wskazałeś przy okazji nie zauważony przez nas element związany z indywidualną odpornością i reakcją organizmu… Na koniec uwaga podsumowująca: człowiek wiedzący o sobie, że nie zna się na sprawach zdrowotnych, kiedy stwierdza nieprawidłowości funkcjonowania swego organizmu (nawet nie mówię tu o oczywistych objawach poważnej choroby), bezwzględnie powinien kontaktować się z lekarzem. Zwłaszcza, jeśli uświadamia sobie, że wcześniej jadł grzyby!