Spanie…

Spanie uważam za świętość.

Spanie oznacza regenerację organizmu, tak wszelkich komórek, narządów, układów, jak i psychiki. Obecnie sen stosuje się w szpitalach jako technikę naprawczą dla uszkodzonego ciała posługując się farmakologią. Dopiero po tej wstępnej terapii można przystąpić do działań chirurgicznych.

img_5838-2Na  survivalowych bytowaniach wymagam od uczestników, aby respektowali świętość snu, kiedy tylko ktoś oddalił się do swego schronienia, aby zasnąć. Oznacza to, że przestrzeganie ciszy obowiązuje od momentu, gdy choćby jedna osoba ma potrzebę snu. Pozostali uczestnicy otrzymują ode mnie prawo do kładzenia się, kiedy uznają za stosowne. Każdy sam to reguluje. Jednak nocne rozmowy przy ognisku — oddalonym od namiotów — muszą być prowadzone ściszonym głosem.

Dodam, że przyszły chyba takie czasy, że ludzie weszli w fazę mocnego wyrażania samego siebie. Ma to związek z potrzebą zaistnienia, potwierdzania, że ma się wpływ na rzeczywistość. Nie da się ukryć, że siła tej potrzeby oznacza znaczący niedostatek autentycznego bycia. To osobny temat. W każdym razie bycie objawia się w głośnym, niemal natrętnym mówieniu, przedzieraniu się przez głosy innych ludzi robiących to samo. Z tego powodu zawsze muszę nakłaniać uczestników do sprawdzenia, że gdy siedzimy blisko siebie, słyszymy się nawzajem nawet wtedy, gdy mówimy bardzo cicho. Demonstruję, że mówienie półgłosem jest bardzo skuteczne, tyle, że ludzie oduczyli się tego sposobu. A wystarczy sobie wzajemnie nie przeszkadzać.

Moje doświadczanie snu pokazało, że jestem „sową”. Wieczorem oraz w nocy czuję się sprawniejszy i chętniejszy do działania, zwłaszcza umysłowego — mam wówczas najlepsze pomysły. Ten fakt prawdopodobnie tłumaczy, dlaczego w szkole nie nadawałem się do niczego, gdy musiałem wstawać koło 6-ej rano. Kiedy ojciec budził mnie do szkoły, a robił to naprawdę subtelnie, sam jego głos był dla mnie najbardziej znienawidzoną rzeczą.

Na studiach doznałem tego, że wracając z zajęć, które były znacznie bardziej angażujące, niż w podstawówce czy liceum, często padałem na tapczan na godzinną drzemkę. A nigdy dotąd, ani też po skończeniu edukacji, nie miewałem potrzeby spania w ciągu dnia. Uznawałem to za stratę czasu, a nawet niespecjalnie się dobrze czułem, gdyż i tak nadal byłem śnięty.

dsc06053Zmiana dokonała się, kiedy po raz pierwszy wyjechałem z zaprzyjaźnionym domem dziecka na kolonie. Spałem na wspólnej sali z dzieciakami i uznałem w duchu, że nie wypadało mi być budzonym jednocześnie z nimi. Dlatego uruchomił się we mnie mechanizm wcześniejszego wstawania i podczas pobudki ja chodziłem już umyty i ubrany, pełen energii.

Ciekawym doświadczeniem stało się wówczas odkrycie, że owo moje nastawienie psychiczne czyniło mnie od pierwszego otwarcia oczu całkowicie przytomnym i gotowym do działania. Bo zazwyczaj do tej pory moje poranne człapania upodobniały mnie do zombie.


Istotny przełom nastąpił w chwili, kiedy zacząłem zawodowo spędzać noce w pracy. Praca w pogotowiu opiekuńczym czy młodzieżowym ośrodku wychowawczym wymagała cotygodniowego takiego dyżuru. Za ważne w tym momencie uznałem fakt, że rzadko czułem konieczność odsypiania go po powrocie do domu.

Ośrodek wychowawczy dostarczył mi nowego doświadczenia. Praca w nim przez 24 lata przyzwyczaiła mnie do tego, że pracuję w dni powszednie, w niedziele i święta oraz noce, a ten fakt oduczył mnie zupełnie przywiązywania wagi na przykład do tego, jaki jest dzień tygodnia. Tymczasem okazało się to dość częstym zjawiskiem, że miewałem dwa dyżury nocne pod rząd i często ich nie odsypiałem. Ciekawe, że było tak samo, kiedy zdarzały się niespodziewane zastępstwa, kiedy trzeba było dyżurować trzy kolejne noce

Okazało się potem, że moja podróż z kontynentu europejskiego na amerykański oraz z powrotem, w żaden sposób nie spowodowała żadnego dyskomfortu związanego z tak znaczącymi zmianami wynikającymi ze zmiany stref czasowych.


Obserwowałem swoje spanie w rozmaitych sytuacjach. Ciekawiły mnie: sam moment zasypiania, śródnocne przebudzenia, kłopoty z zaśnięciem, Budzenia się nad ranem związane z podejmowaniem decyzji czy już wstać, czy też kontynuować spanie. Rzecz w tym, że od czasów szkoły podstawowej nie miałem tendencji do tego, by się wylegiwać. Albo wstaję, albo śpię!

dsc01197Zasypianiu sprzyja pusty żołądek (nie musi być w nocy zajęty trawieniem), a także spokojne myśli, dostęp świeżego, chłodnego powietrza (uchylone okno). Odkryłem jeszcze w dzieciństwie, że momentowi wchodzenia w fazę snu może towarzyszyć poczucie odlatywania i… nagłe drgnięcie mięśni, jakbyśmy obawiali się upadku. I to nas rozbudza. To ukazało mi możność wykorzystania sprzężenia istniejącego między ciałem i mózgiem. Otóż wspomniane drgnięcie jest dla mózgu sygnałem o wyłączaniu się ciała. Jeśli jest on jeszcze w fazie obserwacji rzeczywistości — reaguje rozbudzeniem. Jednak jeżeli to ja sam symulowałem to drgnięcie, mózg po chwili układał się do snu. Ukazany sposób był pomocny, kiedy stwierdzałem, że jakoś zbyt długo nie zasypiam. Gorzej, jeżeli dręczyły mnie jakieś nie dające zasnąć myśli. Kto takie miewał, ten wie, jak może być ciężko. Ale i na to są sposoby.


Żyję już wystarczająco długo, aby przejść kolejne etapy prowadzące do kolejnych jakości śnienia. Pamiętam nieco moich dziecięcych snów — jeden kazał mi natychmiast zajrzeć pod poduszkę, by poszukać, gdzie leżą wyśnione prezenty. Byłem zawiedziony.

Na pewno zorientowałem się, że noc pełna snów oznacza, że ze mną wszystko w porządku; mózg wykorzystywał moje wyłączenie się z aktywności, aby zająć się swoją rozrywką. Sądzę, że mój lekceważący stosunek do horrorów oraz wszystkich scen, kiedy to reżyser postanowił mnie wystraszyć, wpłynął na upodobania mego mózgu. Nie miewam snów strasznych. Nawet wówczas, kiedy śnili mi się nieboszczycy, nie czułem żadnego lęku. Byłem usytuowany w sytuacji, że trzeba było nieboszczykowi pomóc w jego ostatniej sprawie związanej z żywymi, bo tak prosił, albo też trzeba było wykonać ostatni obowiązek związany z pochówkiem.

Sny miewam barwne i pełne przygód. Wiem, że śniły mi się sytuacje, których nigdy nie nie przeżyłem, ale już później mi się przytrafiały. Wiem, ze miałem sny, które rozwiązywały moje problemy, albo też były kolejnym pomysłem, który mnie prowadził w nowe wydarzenia. Czasem były to pomysły czysto techniczne, typu „jak to zrobić?”

Najważniejsze, co odkryłem, to fakt, że mam sny świadome. Krótko mówiąc: zdecydowanie wiem, że właśnie śnię. Zdarzyło mi się kilka razy, że dokonałem krótkiego rozbudzenia, aby pewne sytuacje puścić innym torem. I wiem, dlaczego tak się dzieje. W realnym świecie żyję z całkowitym przekonaniem, że mam niemal pełny wpływ na swoje życie. W ten sposób jawa łączy się z życiem. Nie „miesza” — „łączy”! A to… daje się wykorzystać.