Początek…

Jak zacząć?

Skradzione z własnej strony www.survival.infocentrum.com powstałej bodajże w 1997 roku

[02.05.2003]

DSC02949Od dawna popełniam grzech,
że nie odpowiadam na to pytanie.
A zadawano mi je wiele razy:
„Od czego zacząć uprawianie survivalu?”

Właściwie sprawa wydaje się prosta. Wystarczy powiedzieć: „Weź buty
i plecak, miej nóż i zapałki, udaj się
na odludzie i staraj się przetrwać
jak najdłużej, a następnym razem
zrób to samo tylko o dzień dłużej…
I czyń to wielokrotnie!

Otóż nie! Nie twierdzę, że taki przepis nie nadaje się do niczego, ale sądzę wszystko może wymknąć się spod kontroli i nagle ktoś, kto z niego będzie korzystał, stanie się człowiekiem, do którego mamy pretensje wraz z Roninem, że jego survival jest tępy, bezmyślny i bezduszny.

Wybaczcie, ale będę musiał zastanowić się trochę, żeby dać odpowiedź zadowalającą i Was, i mnie.
A może Wy też coś powiecie na ten temat?


OD CZEGO ZACZĄĆ — rozważania

[05.05.2003]

Przyszły do mnie listy z przemyśleniami dotyczącymi początków przygody z survivalem. Niektórzy zapoznali się z tekstem mówiącym o moim spotkaniu z survivalem — Strona Kriska.

Powoływali się na swoje ciągoty do militarnego sposobu życia, szukali praprzyczyn w harcerstwie, niektórzy mówili dużo o przyrodzie. Niewielu mówiło o pragnieniu przemian w swojej osobowości, a jeżeli już, to wspominali coś o potrzebie sprawdzania się.

Myślę, że każda droga może być dobra. Czasem budzi moje wątpliwości owa potrzeba sprawdzania się. Nie dlatego, że jest w niej coś złego, ale przez nadmierne, moim zdaniem, różnice w jej rozumieniu. Bo da się interpretować tę potrzebę jako zapotrzebowanie na informacje o sobie oraz o postępie we własnym rozwoju, ale da się też rozumieć to jako doświadczanie przekraczania granic przez własną psychikę i ciało. Też nie ma tu jeszcze niczego szkodliwego, aż do momentu, gdy nie zacznie się robić eksperymentów destrukcyjnych i tragicznych. A niektórzy się do tego przyznają. Problem zawiera się w tym, że twierdzą, że właśnie tu schowany jest survival, i uczą tego.

Survival to przetrwanie. Nic innego. Kręcenie się w obrębie styku przetrwania i zguby, jest tylko szukaniem podziwu i zaskoczenia-z-zachwytu u innych. Jest także formą jakiegokolwiek zaistnienia przez tych, którzy inaczej tego nie potrafią osiągnąć.

A sens…? Sens jest w tym, że można nie mieć możliwości osobistego stwierdzenia, że ostatniego zdarzenia jednak się nie przetrwało…? Czy tak…?

Survival to przetrwanie. Przeżycie. Jakże wieloznaczne jest to drugie słowo w swej… jednoznaczności.

Przeżyć, to znaczy żyć nadal. To znaczy mieć już za sobą trudne chwile. Ale to znaczy też, odbyć misterium poznawania i emocji. Nastawienie na przeżycie będzie zatem życiem, nadzieją na własne istnienie oraz doznawanie wciąż nowych wrażeń… Hmm… jakże zbliżyliśmy się teraz do dreptania na krawędzi bytu i niebytu. A chciałem wykazać coś innego…

Z wielu dróg ku sztuce przetrwania najbardziej cenię sobie tę, która polega na znajdowaniu harmonii między własnym bytem a naturą. Oznacza to ni mniej ni więcej ucieczkę od cywilizacji (chociaż nie od innych) oraz poszukiwanie nowych ścieżek prowadzących w głąb swej duszy (a tym samym i innych).

Rozpoczęcie przygody z survivalem jest więc jasno określone. Zacząć trzeba od…

IMG_2877 BYCIA.
Bycia w sobie i bycia w lesie, na łące, nad wodą, w szuwarach, na piaszczystym pagórku, na skalnym szczycie, wśród woni rozgrzanych sosen, wśród szumu traw, w deszczu, w błocie, W SOBIE,
w ptakach i mrówkach, w wichurze,
w ogniu, wśród pustkowia,
Z LUDŹMI, w woni dymu,
w krzyku gęsi, W SOBIE

A technika?
Strój…?
Doprawdy…
dowolne…
BYCIE
oznacza poznawanie, uczenie się, rozumienie… tworzenie i przystosowywanie na koniec.

Survivalowiec jest więc spokojny, bo każde warunki uczyni przyjaznymi sobie, a i siebie dostosuje do każdych warunków. Byle przeżyć…

… czego i Wam życzę…!


OD CZEGO ZACZĄĆ — rozważania CD.

[06.05.2003]

Zacząć od BYCIA… Tak napisałem. Jednocześnie wiem, jak to jest trudne. To wcale nie jest ironia, co piszę…

Świadomość samego siebie wymaga stałego rozwijania.
Nie można zatrzymać się dnia któregoś na stwierdzeniu: „Wiem o sobie, że jestem…” i skończyć poszukiwania, jest to skazanie na niebyt. Przygoda z survivalem jest okazją do wyjścia z niebytu, jeżeli się to już stało. Wszak głoszę to właśnie.

I tak właśnie trzeba zacząć.
Wysunąć się z cienia, zrobić to, czego się dawno lub nigdy nie robiło: wstać przed świtem, by wyjść z domu i pójść z dala od ludzkich siedzib. Stanąć na pagórku i patrzeć w pierwsze promienie słońca. Słuchać budzących się głosów ptaków — zacząć je rozróżniać. I pozostać na pustkowiu bez jedzenia cały dzień. Włóczyć się po bezdrożach, przedzierać się przez gąszcz zarośli. Chodzić cicho, by podejść jakieś dzikie zwierzę, pobiegać w kółko wrzeszcząc dziko i radośnie.

Trzeba za to przestać być
„Najlepszym-Uczniem-w-Klasie”,
„Bardzo-Ważnym-Urzędnikiem”,
„Najpiękniejszą-Dziewczyną-w-Okolicy”
i w ogóle kimś szczególnym,
wyprodukowanym.

Nie kupować super-noża, super-kurtki, super-namiotu, super-plecaka. Na to przyjdzie czas — a wtedy będziecie już wiedzieli, co kupić.

Nie mówić „Uprawiam survival” — to przyjdzie samo po paru latach. Kiedy już zacznie się trochę rozumieć oddech Ziemi i własną duszę. Kiedy już życie pokaże proste sztuczki na bycie szczęśliwym i zaradnym, bez wspierania się telewizorem, wódeczką, wzajemnym poklepywaniem po plecach i samooszukiwaniem się…

Survivalowiec robi wszystko, by rozumieć, co się dzieje z nim i koło niego, stara się wyzbyć własnej bezradności i pomóc innym nie potrafiącym tego. Survivalowiec jest z Naturą za pan brat, ale i z cywilizacją radzi sobie równie dobrze. Nie da się zaskoczyć kraksie, pożarowi, awarii windy.
I o to chodzi. Czy jeszcze napisać o tym, jak zacząć…?


OD CZEGO ZACZĄĆ — zakończenie.

[07.05.2003]

Nie chcę, żebyście czuli się zagubieni i oszukani, bo mnie się tu chce filozofować.
Podam więc przepis dla Was na rozpoczynanie tego, co nazwałem przygodą z survivalem:

DSC038851. Tak — naprawdę trzeba opuścić swój cichy zakątek
i swoje sprawy, zrobić to w nietypowy sposób (przed północą, czy o 3 nad ranem…)

2. Zabrać ze sobą niewielki plecaczek, a w środku mieć najmniej 1,5 litra wody
(to ciut za mało na cały dzień i noc); mieć ze sobą dodatkowo tylko nóż i zapałki
(nie zapalniczkę), żadnej latarki, żadnego namiotu, karimaty…

3. Mieć w plecaku bluzę w razie nocnych chłodów, może śpiwór czy koc, którym trzeba będzie się owinąć

4. Pozostać z tym plecaczkiem poza domem i poza cywilizacją pierwsze 36 godzin

5. Nic nie jeść, ale KONIECZNIE zdobyć sobie wodę, doprowadzić do tego, że będzie się ją piło bez obaw o zatrucie lub chorobę

6. Postarać się o zrobienie ogniska — MALUTKIEGO (żadnego olbrzyma pod same niebiosa) i utrzymywać ten ogień przez cały dzień

7. Być samemu; (dopiero następnym razem być tylko we dwójkę, ale dwa razy dłużej i wybudować na ten okres szałas niewidoczny dla innych ludzi; po 36 godzinach można jeść)

8. Przez cały czas nie dać się zobaczyć i usłyszeć nikomu obcemu, ale też wiedzieć o każdym, kto pojawi się w pobliżu

9. W trakcie bytowania na odludziu poznawać:
— własne psychiczne i fizjologiczne reakcje na głód, zimno, samotność, nudę, moment kryzysu i chęć skończenia eksperymentów i pójścia do domu…
— najbliższą okolicę, znać nieomalże każde ptasie gniazdo, mysie nory, suche drewno na opał, źródło wody, miejsce do ukrycia się…

10. Robić rzeczy, których się nigdy specjalnie nie robiło (BEZWZGLĘDNIE W ZGODZIE Z NATURĄ), a więc spędzić
2-3 godziny na drzewie (czuć jego korę, własne ciepło, chwianie się na wietrze), dać sobie spokój z lękiem przed pająkami i zaprzyjaźnić się, spędzić noc bez ogniska, ale chodząc po swoim zakątku, I TYM PODOBNE…

PRZED WYPADEM NALEŻY BEZWZGLĘDNIE POWIADOMIĆ RODZINĘ O SWOIM NOWYM SZALEŃSTWIE…

A potem stopniowo poznawać świat, czytać lekturę survivalową, czytać o fizjologii i psychologii człowieka, robić kolejne wypady — dalej i na dłużej…

Tyle tylko, że to nie jest żaden przepis, ale tylko moja „wariacja na temat”.


OD CZEGO ZACZĄĆ — bez końca

[30.11.2003]

W 'Księdze Gości’ pojawiła się prośba Katarzyny, aby stworzyć dział, w którym napiszę jak można stworzyć grupę survivalową, od czego zacząć, w jakim wieku powinni być ludzie i jak zachęcić ich do tego sportu.

Zacząłem tutaj już coś takiego robić w maju 2003 r.
Zawarłem tam parę filozoficznych oraz praktycznych przemyśleń, ale faktycznie — nie wypowiadałem się na temat tego, co nurtuje Katarzynę. Nie mogę pozbyć się myśli, że takie potrzeby wskazują na brak poczucia wspólnoty, brak poczucia współprzeżywania…

Wydaje się, że odpowiedź jest bardzo prosta:
1. zbierzcie się razem w kilka osób, które lubią to samo
2. umówcie się na spacery, wycieczki i wyprawy
3. ponawiajcie spotkania
4. doskonalcie się wzajemnie w tym, co robicie dobrego i mądrego…

…i wydawałoby się, że jesteśmy po kłopocie.

Pomyślałem, że coś się zmienia wokół mnie.
Większość znanych mi nastolatków i młodych ludzi około 20-tki, przy wieczornej herbacie lub przy zimnym piwku, wzdychała ciężko mając na myśli swe ŻYCIE TOWARZYSKIE. Zauważali kruchość związków. Wszystko obracało się koło zdarzeń rozrywkowych, albo koło małych „interesów”, rozmowy dotyczyły spraw błahych, powierzchownych. Kolegowanie się zaczynało się nagłą fascynacją, albo… przekazaniem z ręki do ręki, kolega — koledze.
Kończyło się… wzajemnym zniechęceniem i odrzuceniem.

Katarzyna chciałaby poczuć, że żyje — kiedy wejdzie w sprawy survivalu, sprawy wymagań od siebie i bliskości z każdym kamieniem pod stopami.

Katarzyna chciałaby poczuć, że nie żyje sama — każdą piosenkę czarnego kosa można przeżywać z kim innym. Tak to właśnie rozumiem ja, bo tego samego szukam. I wielu szuka właśnie tego.

Katarzyno, nie pytaj mnie więcej…
Poznaję, że Twoje pytanie zawiera w sobie dojrzałość do tego, że sama sobie poradzisz. Twoje serce jest już do tego gotowe, bo do survivalu trzeba serca — inni pytają tylko o przedmioty…

Myślę, że Twoje pytanie o wspólne zasiędnięcie do survivalowego ogniska, jak proponował jeden pan, nie jest niemożliwe. Twoje pytanie o mój „rejon działania” i możliwość spotkania w Bieszczadach — jest odpowiedzią. Chyba – wyjeżdżając na mój coroczny obóz w Bieszczady — dam tu wyraźnie znać.

A na Twoją prośbę o wskazówki dla początkujących — będę tutaj kontynuował…


OD CZEGO ZACZĄĆ — wciąż bez końca

[14.12.2003]

Kasiu Droga — zaczynając zabawę w survival być może zaczyna się żyć pełną duszą… Trzeba jednak nie poprzestawać na samej zabawie. W tym, co piszę, nie ma niczego odkrywczego. Najpierw napotykamy sprawy, które nas interesują i bawią, potem zauważamy w nich sens i wartość szczególną.

Myślę, że początkowym survivalowym poszukiwaniom sprzyja działanie w grupie. W ten sposób można podzielić się zdobywaniem wiedzy oraz (w ramach podziału funkcji) dzielić się nią w ramach swoich „specjalizacji”. Wspólnota pozwala również na tworzenie ciekawych projektów imprez i wypraw. Dzięki temu — jeśli się jest uważnym — lepiej można ustrzec błędów.

Nie zapominaj wszakże, że czując się w grupie nadto bezpiecznie, można grupowo… stać się stadkiem potulnych owieczek wchodzących do smoczej jaskini. Mam nadzieję, że rozumiesz ten problem.

Jak uniknąć pomyłek i wpadek? Jak stworzyć sprawną grupę?
Z jednej strony rządzą tu wszystkie reguły, które mają znaczenie w każdej grupie. Grupa ma więc wspólny cel, dzieli się zadaniami, dba o przestrzeganie przyjętych reguł, wytwarza własną atmosferę, własną tradycję. Ważne jest wyłonienie przywódcy-przewodnika. Najważniejsze, by był to ktoś, kto dysponuje życiową mądrością i umiejętnościami towarzyskimi. W tym ostatnim przypadku nie chodzi bynajmniej o tzw. „duszę towarzystwa”, lecz o kogoś, kto grupę scala i potrafi rozwiązywać konflikty.

Warto pomyśleć o tym, by wszyscy w grupie mieli mniej więcej podobnie zagospodarowany swój czas. Nic wam bowiem nie wyjdzie z najlepszych pomysłów, jeżeli ciągle nie będziecie mogli znaleźć czasu na spotkanie…


[05.04.2016]

Jak widać rozpoczynanie może trwać i trwać, a potem przychodzi czas na niekończące się rozważania na temat zaczynania… być może — od nowa.