Ręka i wrzątek

Kiedyś zastanawiałem się nad możliwościami panowania nad swoją fizjologią. I sądzę, że coś mi się udało. Mogłem wsadzić są rękę do wrzątku i nie tylko wytrzymać czas jakiś, ale nie mieć żadnych oznak poparzenia.

Jak do tego doszło, jakie były wyniki, a jakie wnioski — obiecałem napisać.

Zaczęło się od kontroli bólu. Miałem poczucie, że coś mi z tego wychodzi, a potem, że… faktycznie, w jakimś zakresie działa. Przy jakiejś okazji — było to gotowanie jajek w kociołku, na ognisku — zapragnąłem sprawdzić własną wytrzymałość. Jednocześnie zastanawiałem się nad oszczędzeniem rodzimych tkanek, a więc by nie dopuścić do żadnego uszkodzenia prowadzącego do następczej koncentracji na procesie gojenia poparzeń. Rozwiązanie powinno zatem prowadzić nie tyle do sprawdzania wytrzymałości na ból, co raczej do szybkości i sprawności wyciągnięcia ugotowanych jajek z wrzątku.

Jasne, że początkowo dokonałem kilku prób błyskawicznego wsunięcia czubków palców do kociołka z wodą, by ponownie wsunąć je jeszcze głębiej. Później chodziło o szybkie uchwycenie jajka i wyjęcie go.

Wkrótce robiłem to wszystko bez pośpiechu. W tym momencie miałem pewność, że odporność na ból jest moim sojusznikiem. Kiedy jednak któregoś dnia jajko na dnie garnka obróciło mi się w palcach i nie dawało uchwycić — akcja trwała kilka sekund. Byłem zaskoczony. Koncentrowanie się na dobrym chwycie odwróciło moją uwagę, która przecież miała być skupiona na temperaturze i szybkości. A potem zerknąłem na własną dłoń. Mimo niespodziewanie długiego czasu kontaktu z wysoką temperaturą nie znalazłem na niej śladu poparzenia, skóra była zaledwie zaróżowiona.

Może nie przeżywałbym tego zanadto, gdyby nie znalazł się naśladowca. Nigdy nie traktowałem moich treningów jako popisywania się, zatem moi wychowankowie z zakładu wychowawczego otrzymali taki popis w postaci nagrody za mądre dojrzewanie. Bardzo poważnie ostrzegałem przed naśladowaniem mnie, gdyż nie mieli oni mojego psychicznego przygotowania. W każdym gronie musi być wyjątek. Kiedy wyszedłem ze świetlicy po dokonaniu prezentacji, pojawili się wkrótce moi chichoczący wychowankowie, że M. oczywiście postanowił nie słuchać tego, co powiedziałem. Całą dłoń miał w bąblach i kwiczał z bólu.

Było dla mnie zagadką, jak to było możliwe, skoro po moim pokazie minął jakiś czas na tłumaczenie, że nie powinno się mnie naśladować, temperatura woda wówczas spadła przynajmniej o kilka stopni.

Próbowałem szukać odpowiedzi u fizjologów. Nie było łatwo. W końcu jeden z nich odpowiedział, że nie zna akurat tych cech fizjologicznych, sądzi jednak, że moje psychiczne przygotowanie wpływało w pierwszej fazie na obkurczeniu naczyń krwionośnych, a później — na ich rozszerzeniu, co wspomagało szybkie schłodzenie mojej dłoni. I to wszystko.

Zaznaczam, że nagły kontakt z gorącem, kiedy nie byłem przygotowany psychicznie, skutkowały oparzeniem. Zupełnie inną sprawą jest, że całkiem nieźle znoszę powstały wówczas ból.

Nadal szukam odpowiedzi.