Tekst poniżej, jest właściwie listem do konkretnych osób.
Znam Was od dawna. Zawsze Was ceniłem, dlatego też poświęciłem Wam tyle czasu. Sztuka przetrwania wydaje się być jakąś magią, ale po pewnym czasie ludzie odkrywają, że można grać magika przez stosowanie prostych zabiegów. A lud gęby otwiera.
Informuję, że teza, iż człowiek powinien umieć się przystosowywać [adaptować] jest nie tylko aktualna, ale i wciąż ważna. Ale… Sedno ukryte jest w tym, że ta zdolność musi być z dobrego materiału. Sami wiecie, że „dobry nóż = dobra stal”. Jest jednak wiele noży. Niektórzy je ze sobą noszą, bo one… „wyglądają”. Podobnie jest z oportunizmem. Nie ufajcie teraz swojej wiedzy na temat tego pojęcia, bowiem większość ludzi rozumie je błędnie. NATYCHMIAST sprawdźcie je w słowniku.
Bo chodzi nie o to, aby w mgnieniu oka stawać się człowiekiem osadzonym w sytuacji, przybierać idealnie dopasowane les images i dobrze na tym wyjść. „Sytuacja” jest bowiem chwilową i ulotną. Lepszym wariantem jest dopasowanie się do jednej tylko formy: człowieka z solidnego kruszcu. Nie ma wówczas kłopotu ze swoimi images (jako, że człowiek mając ich do dyspozycji wiele, stosownie do sytuacji, zapomina kim właściwie jest), zaś człowiek osadzony jest nie w sytuacjach, ale w rzeczywistości.
Mam nadzieję, że powyższe będzie zrozumiałe. Poniżej bowiem odpowiem na Wasze — konkretnych osób — zapytania. Jak mnie znacie, to wiecie, że się nie patyczkuję… Wiecie też od lat, że moje cierpkie uwagi nie oznaczają mojej niechęci — jeśli faktycznie kogoś przestaję szanować, bo mnie zraża swoim postępowaniem, to unikam z nim kontaktu. Z kolei ludzie, z którymi miewam nieczęsty kontakt (bo tak bywa), sami doskonale wiedzą, że niekoniecznie jest on zerwany.
Zatem do dzieła! Odpowiadam krótko, dosadnie, jeśli będzie dla Was niezrozumiale, to się wysilcie, bo ja już więcej nie chcę niczego wyjaśniać. Reguła jest prosta: „każdy człowiek mimo woli mówi o tym co go boli„. Owo „boli”, bynajmniej nie oznacza w tym powiedzeniu „troski o coś”, ale jedynie prostackie marudzenie o jednym. Ja to — właśnie teraz — wyjaśnię na przykładzie jak najbardziej aktualnym, „na czasie”.
Prawdziwy, porządny człowiek o swoim patriotyzmie nie mówi. Bo to wstyd. Gadanie o patriotyzmie jest jak… pardonnez-moi, s’il vous plaît… tandetna perfuma u ladacznicy. Ma zwrócić uwagę. Bo na przykład taka ryba na temat wody w ogóle niczego nie mówi…
Dlatego właśnie, kiedy przyszła taka moda na strzelanie, ja tego właśnie robić nie będę. Niektóre pytania zadaliście niepotrzebnie, bo i tak znacie odpowiedź, ale jednak odpowiem:
Tak — strzelałem
Tak — szkoliłem ludzi w strzelaniu
Tak — robiłem to na broni pneumatycznej
Nie — sposób szkolenia opierał się na systemie mało znanym (pamiętam, że przed 35 laty wyraźnie wskazywałem ten system, a obecnie tego nie zrobię, bo on jest dla ludzi myślących), który to nie wymaga broni palnej — a nawet jakiejkolwiek — w fazie głównej szkolenia
Tak — wyszkoliłem
Tak — mieli „wyniki”
Kolejne dwa pytania = zdecydowane tak (to nie jest do pisania o tym)
Nie — nie mam zamiaru szkolić nikogo nowego, którego nie znam „od podszewki”
Nie — czasy się zmieniły
Nie — nie zgadzam się na żadne szpanowanie, puszenie i demonstracje własnej wartości ani samoreklamy (przypominam: SHADOW)
Tak — neko-do jest dla Was nadal „czynne” (aczkolwiek brakowało Wam faktycznego rozumienia czym jest).
Wiecie o tym, że moją zasadą było unikanie tego, co „robią wszyscy”. Unikam sposobu myślenia „wszystkich”, unikam czynienia „jak wszyscy” i złoszczę się, kiedy mi ktoś przedstawia argument, gdyż „wszyscy tak robią”. Bo to daje mi automatycznie powód, abym ja to przestał robić. I tak sie dzieje…
Mój ojciec zawsze zżymał się na swoich kolegów obwieszonych dziesiątkami medali na kombatanckich uroczystościach (sam tylko miał w klapie spadochroniarskiego orła z wieńcem oraz miniaturkę Krzyża Walecznych). Złościł się na ich bochaterskie opowieści (tak wiem, że „bohaterskie” się inaczej pisze). Melchior Wańkowicz, w końcu korespondent wojenny spod Monte Cassino, pisze w swoim Tędy i owędy o spotkaniach:
Najgorzej bywało z odczytem o Monte Cassino; wówczas żądny wygadania się prezes, zajrzawszy do mojejże książki, sadząc obficie od siebie białymi orłami i Polskami w okowach, opowiadał o bitwie od początku do końca, a kiedy już wielu pozabijał i zziajany zatykał sztandar na Górze Klasztornej, dopieroż ja musiałem wszystkich od nowa wskrzeszać, sztandar ściągać, klasztor odbudowywać i po tych wszystkich wzniosłych deserach kazać od początku zaczynać od zupy.
Nie — nie będę tego robił
Nie — to proste: motywy użycia ostrza przez nożownika i przez chirurga są zgoła inne; ja je odróżniam
Absolutnie NIE — na co lwu satysfakcja, że żaby z bajora o nim wdzięcznie kumkają…?
Nie — niczego nie muszę udowadniać; mój życiorys został wypracowany a nie przywłaszczony
Nie — wielu sensownych ludzi, którzy wiele dobrego w życiu zrobili dla innych, odeszło w zapomnieniu; mnie to nie przeraża — znacie świetnie moją filozofię życia, cudze „filozofie” mnie nie pociągają.
Jeśli kiedykolwiek przestaniecie biegać za ułudami i zwodniczymi „bonusami”, a za to zrozumiecie, że ważniejsze jest „robienie sensu” — z radością i poświęceniem się przyłączę.
Aha… dla przypomnienia:
Pomyśl siebie
Stań się
na nowo
Bezrozumnych
Zmyślają inni
(Marian Jachimowicz, Pomyśl)