Piętnowanie

Ewa Kantowicz „Przeciw stereotypizacji. Ludzka twarz piętna w ujęciu Ervinga Goffmana”, fragm. W: Ewa Kantowicz, Anna Leszczyńska-Rejchert „Stereotypy w pedagogice, pracy socjalnej i resocjalizacji”; AKAPIT, Toruń 2012

Historia i różne oblicza piętna

Historia piętna sięga czasów przednowożytnych i wczesnonowożytnych, kiedy to piętno społeczne dotyczyło osób zajmujących się tym, co w kulturze chrześcijańskiej stanowiło tabu (np. kata, grabarza, lichwiarza). Drugą grupę nosicieli piętna tworzyli ludzie znajdujący się na tle hierarchii społecznej (np. prostytutki, karczmarze, hazardziści, włóczędzy, żebracy, błaźni). Trzecia wiązała się z różnicą etniczną, religijną, a stanowili ją kolorowi, innowiercy, czy Żydzi1. Często w czasach Średniowiecza osoby piętnowane posiadały dodatkowo oznaki wykluczenia (np. prostytutkom malowano włosy na żółto, nakładano spiczaste czapki czarownicom, a trędowatym przyczepiano dzwonki). O ile wspomniane elementy stroju miały ostrzegać przed moralnym niebezpieczeństwem, uosobionym przez napiętnowanych, o tyle zadaniem teologii było opracowanie uzasadnień dla ich segregacji. Księga Powtórzonego Prawa (28, 27, 35) jako pierwszy tekst judeochrześcijańskiego kręgu kulturowego łączy fizyczną skazę z przekleństwem, a Księga Kapłańska (21) zakazuje, by ci, którzy noszą jakiekolwiek cielesne piętno, zbliżali się do sacrum2. Teologia wczesnonowożytna razem z fizjonomiką utrwalają stare skojarzenia piętna ciążącego na Żydach ze zbrodnią Kaina i zabójstwem Chrystusa. Podobnie rasę czarną łączy się z występkiem Chama, a homoseksualistów z Sodomitami3. Tak więc złożona, i kulturowo ewoluująca etymologia piętna ma swoje wielorakie uzasadnienia.

Termin piętno i jego synonimy skrywają w sobie podwójną perspektywę uzależnioną od tego, czy nosiciel piętna uważa, że jego inność jest znana a priori albo też od razu rozpoznawalna dla tych, z którymi się styka, czy też przyjmuje, iż nie jest ona ani znana, ani natychmiast rozpoznawalna4. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z sytuacją osoby zdyskredytowanej, w drugim – dyskredytowanej. Jest to ważna różnica, choć zapewne każdy nosiciel piętna będzie miał doświadczenia związane z jednym i drugim typem sytuacji.

Zasadniczo można wyróżnić trzy rodzaje piętna. Po pierwsze: brzydotę cielesną, czyli rozmaite deformacje fizyczne. Po drugie, wady charakteru przypisywane słabej woli, nieujarzmionym bądź nienaturalnym namiętnościom, niebezpiecznym, dogmatycznym przekonaniom oraz nieuczciwości, o których wadach wnioskuje się na podstawie takich faktów jak zaburzenia psychiczne, pobyt w więzieniu, nałogi, alkoholizm, orientacja homoseksualna, bezrobocie, próby samobójcze, czy też radykalne zachowania polityczne.

Trzecią odmianą piętna są grupowe piętna rasy, narodowości i wyznania, przekazywane z pokolenia na pokolenie i nadające jednakową skazę na wszystkich członków rodziny5.

Zdaniem E. Goffmana we wszystkich jednak odmianach piętna można odnaleźć te same właściwości socjologiczne, bowiem w interakcjach społecznych każdy nosiciel piętna, ze względu na posiadanie jakiejś odstręczającej cechy, jest skazany na deprecjonizację innych jego właściwości, które mogłyby wywrzeć na nas pozytywne wrażenie6.

Piętno społeczne według Goffmana wyraża się w fakcie modyfikowania naszych antycypacji w stosunku do osoby obciążonej piętnem. Autor ten konsekwentnie (kierując się otwarcie interakcjonistyczną perspektywą normatywną), używa neologizmu „normals” jako synonimu określenia „osoby normalnej”. Zgodnie z jego koncepcją postawa jaką my „normalsi” mamy do osoby noszącej piętno oraz działania, jakie wobec niej podejmujemy są zwykle znane (przewidywalne), a wychodząc z założenia, że ta osoba nie jest w pełni człowiekiem, stosujemy wobec niej różne praktyki „naznaczające” (np. akcje społeczne), tym samym często nieświadomie zmniejszamy jej szanse życiowe. Często też usprawiedliwiamy naszą niechęć do nosicieli piętna, a w interakcjach z nimi posługujemy się piętnującymi określeniami (np. kaleka, kretyn, recydywista) jako metaforą7. Nieraz opierając się na tym, że dana jednostka ma jakąś ułomność, jesteśmy skłonni przypisywać jej najrozmaitsze inne wady. Usprawiedliwiamy także to, jak traktujemy „nosicieli piętna”, poszukując uzasadnień naszych postaw, w sytuacjach i zachowaniach osób „naznaczonych”.

1J. Tokarska-Bakir, Wstęp do wydania polskiego, [w:] E. Goffman, Piętno. Rozważania o zranionej tożsamości, Gdańsk 2005, s. 16.

2 Ibidem, s. 17.

3 Ibidem, s. 18.

4 E. Goffman, op.cit., s. 34.

5 Ibidem.

6 Por. Ibidem, s. 35.

7 Por. Ibidem, s. 35.

Jakież tu działają mechanizmy…?

Ależ najprostsze. Niektórzy z nas noszą w sobie pamięć dzieciństwa i owe zdarzenia, kiedy komuś dokuczano. Byliśmy wtedy często świadkiem biernym, a więc patrzącym (i zapamiętującym). Mogliśmy być ofiarą, ale… mogło być zupełnie inaczej.

Czy nie zdarzyło się tak, że ponieważ znaliśmy już przykre efekty takowej sytuacji, woleliśmy stanąć po tej stronie, która ich nie doświadcza? Jakież to oczywiste! Pozostawaliśmy biernymi widzami (ciesząc się, że egzekucja nie nas dotyczy), albo — znacznie bardziej przebiegle — opowiadaliśmy się po stronie oprawcy („swoich” się nie rusza). Albo… stawaliśmy się oprawcą. I nie będę tego ostatniego tłumaczył, bowiem każdy człowek potrafi doskonale dedukować.

Do tego, aby wyrwać się z tego zaklętego kręgu, pierwej należy zrozumieć sytuację. Następnie należy poczuć pierwotny wstyd, że mogłoby się być krzywdzicielem. Kolejnym krokiem jest zrodzenie się potrzeby bycia ratownikiem, ale następnym — trudnym — przestać się bać własnej odwagi. A to wiąże się z rezygnacją z wpuszczania do głowy natrętnych myśli akceptujących i uzasadniających to, co się właśnie dzieje (bronienie się przed wyciszającą wewnętrzny niepokój racjonalizacją).