Moje boje… 4)

Zdając sobie sprawę z tego, że narażę się na miano zarozumialca i aroganta, napiszę jednak to, co właściwie mogłem w kółko publikować raz w miesiącu bez utraty aktualności sensu. Chodzi o to, że czas biegnie nieustannie do przodu i budząc się każdego dnia powinniśmy witać świt szeptem cytującym pierwsze słowa z czołówki filmu „Władca pierścieni” — „The world has changed…”

W moim wypadku zdaje sobie sprawę, że przemianach świata przyjąłem swoją rolę i wypełniam ją z pokorą — staram się pogłębiać swoją wiedzę i dzielić się nią. Dzielić się bezinteresownie, co zupełnie nie należy do dzisiejszego kanonu — ale uważam, że tak trzeba.

Nie zgadzam się jednak na jedno: aby moje starania bezmyślnie marnować.
Założyłem pierwszą w Polsce stronę dotyczącą survivalu. Domenę i obsługę strony dostałem za darmo od łódzkiego oddziału Onetu. Wkrótce potem oddział ten rozstał się z firmą-matką i „poszedł na swoje”. Warunki dla istnienia mojej strony zostały jednak niezmienne. Po latach nastąpiło kolejnych parę zmian, lecz adres strony pozostał niezmieniony. Obsługą strony zajmował się nieustannie ten sam człowiek, czyli Piotr. I on jest świadkiem zjawiska podkradania moich tekstów i myśli. Cały ból polegał na tym, że wszystko było do otrzymania za darmo, lecz moi rodacy mają w pogardzie konwenanse — jak jest, to biorę. Bez pytania o zgodę.

Nie mam pretensji, że moje rozważania są używane w tzw. powszechnym obiegu. Nie podoba mi się, że nikt nie zadaje sobie trudu, by rozważyć moje pomysły, zinterpretować je, poddać polemice. Wszyscy je biorą takimi, jakimi są. Frazy myślowe są te same, użyte pojęcia — przeze mnie wprowadzone — są te same. Nikt nie potrafił zamieścić informacji skąd je wziął. Nawet strony mające ambicję, by być profesjonalnymi i robić wrażenie swą odkrywczością, nie są tego pozbawione. A więc ja sam mam zniknąć w niebycie?

Zastanawiające, że powtarzane są także myśli, które stworzyłem jako rodzaj pułapki dla podkradaczy… Nikt się nie zorientował, bo nie poddał tego analizie. Samodzielnej analizie…