Rozwój

Krótka definicja rozwoju mówi o zachodzeniu przemian (ilościowych i jakościowych), przeobrażeń od układu mniej złożonego do bardziej złożonego, doskonalszego. Kiedy mówimy o człowieku, to może on odnosić do cech czysto fizycznych, ale też pamiętajmy o cechach psychicznych, a w tym — poznawczych, analitycznych, emocjonalnych, społecznych.

Natura stworzyła swój algorytm rozwoju człowieka, w ramach którego noworodek przechodzi rozmaite fazy prowadzące do bycia autonomicznym dorosłym. Rodzice nie mają zbyt dużego wpływu na rozwój organiczny, ich rola sprowadza się w zasadzie do wspierania go. Jest to jednak czynność zarówno prosta, jak i skomplikowana. Można przecież (teoretycznie) poprzestać na zapewnieniu podstawowych warunków życia i nie przejmować się, że wyniki są kiepskie — ważne, że dziecko żyje. To bardzo duże uproszczenie. Ludzie bowiem w rzeczywistości zabiegają nie tylko o zdrowie i sprawność dziecka, ale dodatkowo uczą „poruszania w świecie”. Ma to na celu uzyskanie efektu, że mały „gniazdownik” stanie się zdolny do opuszczenia gniazda. Wsparciem dla rozwoju jest więc proces wychowania, proces intencjonalny pochodzący od rodziców, ale też innych ludzi.

Obrazek18

Kiedy mówimy o wychowaniu od razu przyjmijmy, że w życiu nie zawsze mówimy o tym samym. Na pewno zgodzimy się do tego, że wychowanie jest to uzyskanie (i utrzymanie) wpływu na na rozwijającą się osobę. Nie użyłem tu słowa „dziecko”, bowiem w wielu środowiskach dziecko jest wyłącznie kimś, kto sprawia tylko masę kłopotów porządnym ludziom, którymi są rodzice (lub nauczyciele). W takim wypadku wychowanie sprowadzi się do uzyskania wpływu na to, aby dziecko nie plątało się pod nogami, nie hałasowało, albo by sobie gdzieś poszło i męczyło kogoś innego.

Człowiek myślący wie, że za słowem „osoba” rozumie się żywą ludzką istotę, czującą, rozumującą, podejmującą decyzje. Wie też, że to nie odnosi się do użycia słowa „osoba” w takim samym rozumieniu przez urzędników i osoby prowadzące czynności służbowe — pochodzi to prawdopodobnie z ich poczucia swego niezwykłego znaczenia oraz rozumowanie, podejmowanie decyzji za swoją domenę. Policjanci na przykład twierdzą, że „podeszła skądś osoba, osoba ta została pouczona, ale nie wiadomo czy zrozumiała, bo osoba jadła jabłko a potem osoba splunęła pestką”.

Ustalmy jednak, że dziecko jest osobą rozumianą nieurzędniczo. Mogą tego nie rozumieć rodzice, którzy sądzą, że ich dziecko jest w ich posiadaniu, jak pies i własne buty. Ponieważ dziecko nie osiągnęło jeszcze tego stopnia rozwoju, do zadań człowieka opiekującego się dzieckiem jest jego wspomaganie.


Wychowanie wyższego poziomu polega na pomaganiu dziecku w unikaniu niebezpieczeństw, na dostarczaniu mu interpretacji rzeczy, zdarzeń i skutków rozmaitych decyzji. Polega też na tworzeniu różnorodnych sytuacji wychowawczych dostarczających życiowych doświadczeń. W ten sposób dziecko poznaje własne możliwości, kształtuje swoje życie emocjonalne i społeczne. To z kolei prowadzi do doświadczania samodzielnego.


Każdy kursant… staje się dzieckiem. Każdy instruktor powinien umieć stać się dzieckiem (sic!) — dzieci lepiej się dogadują między sobą. Zawsze podkreślałem, że wiedza człowiekowi nie wystarcza nawet wtedy, kiedy jest Ogromną Wiedzą. Większość systemów edukacyjnych opiera się na przekonaniu, że nauczyciel powinien przekazywać, a świat dzieci i rodziców (a także świat rządzących i pracodawców) powinien mieć przekonanie, że szkoły przekazują Ogromną Wiedzę. Nawet i wtedy, gdy to przekonanie znajduje nieco podstaw do takiego twierdzenia, to życie wykazuje, że dobrze funkcjonować można mając garść wiedzy, ale za to uzupełniać ją dobrą znajomością mechanizmów rządzących zjawiskami, czyli dysponować zdolnością rozumienia. Pewne potwierdzenie daje zaobserwowanie tego, kiedy niektórzy ludzie poddają obserwacji i badaniu zupełnie nieznany sobie obiekt, a po chwili wiedzą do czego został stworzony i jak się nim posłużyć. Tymczasem inni nie potrafią posłużyć się nim nawet z instrukcja w ręku. Oglądanie obiektów a następnie próba zrozumienia ich — to dziecięca metoda poznawania rzeczywistości. A często odbywa się to… w baśni.

Baśń podaje informacje nie o szczegółowej budowie świata, ale o mechanizmach funkcjonowania. I to baśń dysponuje ogromną siłą poznawczą — angażuje nasze emocje, pokazuje „po której stronie należy stawać”. Szkolenie instruktorskie jest przeznaczone dla dorosłych, zatem zawiera w sobie ogromy wiedzy (jakby chciało pokazać, że „bajka się skończyła, a teraz jest życie”). W szkoleniu instruktorskim — kiedy stara się być naprawdę rzetelne — zakłada się przynajmniej, że kursanci są już wystarczająco przygotowani do życia. Ale często wcale tak nie jest. Ale wtedy z pomocą przychodzi baśń.

Zazwyczaj człowiek dorosły, który swoją dorosłość jedynie imituje, stara się ukazać, jak bardzo jego stan jest odległy od dziecięcości. Tęsknotę za dziecięcością (a więc za byciem prawdziwym sobą) zaspokaja się dzięki używkom oraz poprzez wchodzenie w „system zbiorowej głupawki”. Jest to jedynie uzasadnienie wyjścia ze swojej sztucznej dorosłości poprzez wymuszoną demonstrację „jak wszyscy to wszyscy”. Wspólne alibi…  Pozbywanie się dorosłości jest wszak dla wielu w takich przypadkach koniecznością, bowiem dorosłość męczy, wymaga odpowiedzialności.

Dojrzałe szkolenie nie musi tego robić. W takim szkoleniu doskonałym uzasadnieniem jest metoda. A w niej — wchodzenie w rolę. Pełnienie ról według scenariusza. Teatr… i baśń. Tyle, że znowu znajdą się tacy, którzy będą argumentować, że to działanie… niepoważne. Cóż… niech idą na swoje podwórko!

Polecam:

Baśń i survival
Survival zdziczały — słowo do książki prof. Nalaskowskiego