Witam u siebie!

Jestem gospodarzem tego miejsca i dlatego witam słowem WITAM.

Robię to — oczywiście — na przekór tym, którzy wchodzą do mnie (do domu, na działkę leśną, do samochodu, na stronę internetową, do poczty) i mówią/piszą słowo „witaj” jakby byli gospodarzami tych miejsc. Bowiem wita tylko gospodarz u siebie.


Chciałbym zaznaczyć jedną rzecz (aczkolwiek złożoną), że nie istnieje taka norma, która określa, że survivalowiec musi umieć wszystko i to na wysokim poziomie. Nie będziemy składać żadnego egzaminu, chyba, że wobec życia. Ktoś czytający moją stronę może bowiem pomyśleć ze smutkiem, że temu wszystkiemu, co tu napisałem, on ze swoją wiedzą nie poradzi…

Ktoś inny za to zerknie tu i stwierdzi, że tak sobie bajdurzę dla młodzieży szkolnej, on zaś wyrósł już z tego i powędruje w poszukiwaniu czegoś, co da satysfakcję jego dojrzałemu umysłowi.

Obie wersje dopuszczalne. Tyle, że z zastrzeżeniem: każdy żyje swoim życiem i układa je na swój sposób. Nie stworzyłem tej strony, aby oślepiać cudze oczy moją wiedzą czy popisywać się jaki ze mnie mądrala. Od lat wyjaśniam znajomym, że w życiu (oraz w survivalu) nie zajmuję się żadnym wyścigiem.

Wiedza survivalowa ma prowadzić do życiowej mądrości, ta zaś ma uczynić, że okażemy się ludźmi przydatnymi.

Raduję się życiem i dzielę się tym z innymi. Kiedy coś odkrywam nowego, a stwierdziłem już, że inni o tym nie mają większego pojęcia — wprowadzam ich w te sprawy. Nigdy nie brałbym się do nauczania Tadeusza Kościuszki budowania militarnych umocnień… Ale gdyby się rozchorował, to mógłbym mu na przykład powiedzieć, że to nerki; w moich zainteresowaniach jest zdrowie i medycyna — kiedy przyjeżdżało pogotowie do jakiegoś wychowanka w ośrodku wychowawczym, zazwyczaj prowadziłem lekarza mówiąc, co stwierdziłem i co wstępnie podałem, zaś on… potwierdzał moją diagnozę. Bo survivalowe postępowanie wymaga, byśmy powiedzieli przybyłemu lekarzowi, że podaliśmy środek X, zaś lekarz będzie wtedy wiedział, że badanie może okazać nieco zmienione objawy (np. ból będzie stępiony). Dlaczego tak? Bo moje doświadczenie pokazało mi, że ludzie przeważnie tego nie robią…

Mam zatem świadomość, że budując szałas w dziczy nie będę operować tak sprawnie siekierą, jak mieszkaniec wsi, leśnik, czy ktoś od lat buszujący w leśnych warunkach albo ten, co od lat szkoli się jako drwal. Ale… szałas wybuduję, i w dodatku będę wiedział, że żaden konar nad moją głową nie pęknie i nie spadnie na mnie, że dach nie będzie przeciekał w razie deszczu, że spływająca woda nie wypłucze mnie ze środka, że główna belka nie załamie się pod ciężarem ukośnej ścianki, itp. Będę też widział, że nie wybudowałem schronienia na trasie przemytników albo dzikich zwierząt, gdzie w pobliżu mam wodę pitną, w jaką stronę się ewakuować w razie jakiegoś znaczącego zdarzenia, i jak to zrobić w nocy, by nie wpaść do parowu lub nie zaplątać się w stercie suszu oraz jak wezwać pomoc.

Dodam, że jest jeszcze parę dziedzin, którymi nie będę się popisywał. Czasem zdarza mi się, kiedy poznaje nowych, fajnych ludzi, przedstawiać się mówiąc, że oto mają przed sobą geniusza, a potem konfidencjonalnie pochylam się ku nim i półgłosem dodaję, że na boku mogę też im opowiedzieć jakim bywałem idiotą…

Dlatego moje tu pisanie ma tylko posłużyć Wam i Waszej wyobraźni w poszukiwaniu własnej drogi…