Sytuacja nr 2. Nie-dorosły

Sytuacja dwuznaczna w swej dwuznaczności. Osobną bowiem sprawą jest opinia zewnętrzna, bowiem jest ona opisem innego człowieka jako zjawiska, a taki opis może być obiektywny lub subiektywny. Opinia wewnętrzna z reguły bywa subiektywna. Jeśli zastanowić się nad obiektywną wewnętrzną oceną (samooceną), to niemal w 100% powinna wyglądać tak samo: jestem człowiekiem wchodzącym w dorosłość i jeszcze wiele muszę się nauczyć…

Obiektywna opinia zewnętrzna jest w stanie w miarę skutecznie wpływać na sytuacje z udziałem osoby ocenianej. Ocena subiektywna może wnieść nieco zamieszania. A musimy zrozumieć, że mamy do czynienia z matrycą ukazującą sytuacje z udziałem osób z reguły oceniających się wzajemnie i to w sposób złożony. Zawsze dwie osoby oglądające tę samą sutuację oceniają zarówno swój udział jak i cudzy. I od razu widać jak wiele jest możliwości rozwoju wypadków, zwłaszcza, że istnieją jeszcze inne czynniki.

Interesuje nas jednak tylko jedno zagadnienie, czyli ocenienie kogoś jako niedojrzałego dorosłego, podczas gdy akurat nas się tyczy identyczna ocena. Bo, kiedy przeczytamy ponownie wcześniejszy tekst, pojawia się pytanie: a co wtedy, gdy ja oceniam siebie obiektywnie jako człowieka z pewnością dojrzałego i stwierdzam zarazem, że jestem traktowany jak człowiek niedojrzały? 

I właśnie takie pytanie zaczyna ukazywać zarysowujący się dysonans.

Jeżeli teraz ktoś to czytający pomyśli sobie „a kogo to obchodzi?”, niech zaprzestanie czytać. Szkoda czasu i nerwów. Bowiem piszę to wszystko akurat dla tych, których to obchodzi. I w dodatku wiedzą, dlaczego.

W przypadku, gdy ktoś niezainteresowany jednak nie zaprzestał czytania, to odpowiem krótko i — mam nadzieję — rzeczowo. Przypomnę, że swoje życie przeznaczyłem szczególnemu celowi. Survival widzę jako element odpowiedzialnego stylu życia, a nie wyłącznie jako zbiór wiedzy służącej do szkolenia ratowniczego, jak sądzi wielu. W moim survivalu istnieje więc działka na ratowanie zagubionych dusz. Taki też zawód pełniłem. Dlatego miałem możność twierdzenia, że swoją pracę kochałem i zatem nie była ona dla mnie ciężka. To tak, jak niepełnosprawne dziecko nie jest ciężarem dla kochających rodziców…

Otóż przez lata mojej pracy z „trudnymi” dziećmi i takąż młodzieżą bywałem świadkiem, kiedy czyjaś zewnętrzna subiektywna ocena zabiła osobę ocenianą. Słowo „zabiła” odnosi się w zasadzie do zamknięcia drogi dostępu do jakiejkolwiek rozsądnej komunikacji, ale niestety — miało też raz-drugi swe dosłowne objawienie…

Rzecz jasna, że informacje o czyjejś niedojrzałości mają tę siłę sprawczą, że pobudzą do zastanowienia się i pracy nad sobą. Kwestia tylko tego, jaka była forma przekazu. Wszelkie złośliwości, czy też zabiegi mające znamiona nękania, powodują „opancerzenie się”. Efektu przemiany nie będzie, za to możliwe jest pojawienie się „wojowanie ze światem”, czyli efekt odwrotny. Sądzę, że nie raz zastanawiano się nad dziwnymi zachowaniami frustratów. Tymczasem odczucia ludzi, którzy uznają, że są najzwyczajniej odrzucani, dyktują często nawet i dramatyczne rozwiązania.

Dyskutowaliśmy w gronie survivalowym o rozmaitych imprezach, które zakładały, że zawody pomiędzy zespołami wyłonią zwycięzcę wówczas, kiedy grupy pozbędą się ze składu osobników będących „hamulcowymi”. Uznaliśmy to za postawę jak najbardziej… niesurvivalową. Naszym zdaniem zwycięskim powinien być ten zespół, który najlepiej zmotywował swych najbardziej nieudolnych członków.

Moje pedagogiczna refleksja jest następująca: najlepsze efekty resocjalizacyjne uzyskiwałem wówczas, kiedy okazywałem wychowankom swoją akceptację „mimo wszystko”, a moje przekazy miały charakter motywujących opowieści z życia wziętych. Czuli, że im kibicowałem, gdy informowałem o każdym, nawet małym sukcesie w dorastaniu. Czyż nie było to survivalowe?