Ból jest znany każdemu. Każdy też zna jakąś swoją tolerancję bólu.
Kiedyś zacząłem powolną pracę nad swoim odczuwaniem bólu. Na pierwszym etapie, a byłem wtedy nastolatkiem, postanowiłem wyćwiczyć swoje pierwsze reakcje na ból. Chodziło to, że chciałem osiągnąć taki efekt, którego nie osiągali inni. Jeśli ktoś krzyczał, to ja syczałem. Jeśli ktoś syczał, to ja milczałem. Jeśli ktoś się zwijał, to ja najwyżej łapałem się za bolące miejsce. Jeśli ktoś podskakiwał albo machał skaleczoną ręką, to ja pozostawałem w bezruchu. Dążyłem do tego, aby nie okazywać żadnej reakcji.
Wcale nie wiedziałem, że będzie to jakiś pierwszy etap w moim samodoskonaleniu. Byłem zwolennikiem unikania stawania się masochistą, zatem wykorzystywałem do ćwiczeń te momenty, gdy już coś się wydarzyło. Nie sądziłem, że można uzyskać coś więcej. Była też jedna rzecz ważna — nigdy nie lekceważyłem bólu i bardzo się starałem doprowadzić od razu do rozpoczęcia akcji leczenia.
Wspomnę na wszelki wypadek, że ból jest rodzajem organicznego alarmu o złym stanie jakiegoś organu. Alarm ten każe nam coś zrobić. Ma też tę cechę, że powstrzymuje nas od wykonywania czynności mogących pogorszyć sytuację. Stosowanie blokad oraz środków przeciwbólowych naraża nas jednak na… beztroskie wykonywanie tego, co nam może zaszkodzić.
A potem przyszedł etap drugi. Teraz wiem, że na tamtym poziomie wiedzy o psychice ludzkiej, nie byłbym w stanie osiągnąć niczego sam. A instruktorów nie miałem. Wszystko zaczęło się od poznania treningów autogennych. To, co było właśnie w nich istotne, to uzyskanie fizycznego/fizjologicznego odprężenia w wyniku przystosowanej do tego specyficznej aktywności naszego myślenia. Była to między innymi autosugestia. Następnym etapem była już hipnoza oraz autohipnoza.
Równolegle zacząłem trening… hmmm… wytrzymywania parcia na pęcherz. Dość szybko spostrzegłem, że sytuacja zupełnie nie pozwalająca na szybkie oddanie moczu sprzyjała cofaniu się nieprzyjemnego odczucia parcia. Wykorzystywałem to do zastosowania autosugestii, że skorzystanie z toalety jest niemożliwe przed długi czas. I miałem spokój. Dość długo…
W ten sposób zbliżyłem się do tej chwili, kiedy byłem w stanie pokonać własne cierpienie. Rzecz jasna: nie po to, by zadziwiać tym innych ludzi, lub by delektować się bólem. Uzyskana umiejętność pokazała, że mimo silnego bólu jestem w stanie sprawnie funkcjonować. Mogłem tego doświadczyć podczas spotkania z siekierką. Okazało się to jeszcze bardziej przydatne po jakimś czasie, kiedy to w 1985 roku uszkodziłem sobie kręgosłup. Aczkolwiek… bóle przewlekłe nie dają się tak łatwo wytłumić. Sądzę jednak, że dzięki dawnym ćwiczeniom — funkcjonuję i w obecnej sytuacji…