Mój survival

IMG_2892Mój survival wywodzi się z mojej niewiedzy i poczucia bezradności.
Mój survival wywodzi się z mego dziecięcego włóczęgostwa. Mój survival wywodzi się z bycia tym niepokornym, który szuka sensu. Mój survival wywodzi się z bycia tym niepokornym, który szuka porozumienia. Mój survival wywodzi się z niespełnienia jako harcerza. Mój survival wywodzi się z szukania autonomii. Mój survival wywodzi się z koła strzeleckiego przy SP 101 w Łodzi. Mój survival wywodzi się z poszukiwania pokrewnych dusz. Mój survival wywodzi się ze związków z „kursami korzonkowymi” generała Sosabowskiego, i mego ojca, żołnierza 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Mój survival wywodzi się z filozofii Wschodu. Mój survival wywodzi się z 35 lat działania wśród „dzieci ulicy”, „młodzieży z ośrodka wychowawczego” a także z przeciwstawiania się „klasycznej resocjalizacji”. Mój survival — z bycia tym niepokornym, który nie godzi się na fikcję.

Mój survival wywodzi się z przyglądania się, czemu idiotom nic nie wychodzi… Mój survival wywodzi się z przyglądania się, czemuż to niektórym idiotom stale wszystko się udaje…


Bynajmniej nie ma potrzeby zaczynać od tego samego. Ważne jest, by zrozumieć skąd wyrastają jego korzenie i dokąd sięga jego korona. Ideą tego survivalu jest poznanie samego siebie, określenie własnych słabości oraz własnych możliwości, a potem przychodzi czas na umiejscowienie siebie we wszechświecie. I dostosowywanie się do wszechświata. Znalezienie współbrzmień, znalezienie wspólnych wibracji i zależności jest kluczem do uzyskiwania od wszechświata — dla samego siebie — wszelkich dostępnych dóbr i udogodnień.

Mój survival bierze się z tego, że uznaję siebie za część natury, ta zaś miewa swoje własne pomysły i zamiary, których nie znam. Dlatego będą mnie spotykać rzeczy niespodziane. Tym bardziej, że jestem niedoskonały, gdyż jestem Człowiekiem, który wielu rzeczy nie wie, ale myśli, że tak nie jest. Jestem Człowiekiem, a więc ufam, że spełnią się moje oczekiwania. Jako Człowiek sądzę, że jeśli się bardzo postaram, to osiągnę wszystko.

Nie, nie do końca… Napisałem wyżej, że jestem świadom przynależności i do natury, i do ludzkiego gatunku. Zatem zgadzam się z tym, że nie raz stanę wobec zadań, które będą mnie przerastać.

Ktoś, kto po prostu wyłącznie szkoli własne techniki, choćby rozpalania ognia, zdobywania wody czy maskowania się w dowolnych warunkach, czyni siebie zdolnym do ułatwiania sobie życia. Jest wyszkolonym technikiem. Człowiek winien być istotą, która rozumie i umie to wykorzystać. A w naturze jest dużo do rozumienia. Nie osiągnie się tego bez wtopienia w naturę, a to jest kwestia dłuższego procesu, no i pragnienia, by to zdobyć.

Powiedz: skąd się wywodzi Twój survival?
1 — z potrzeby bycia lepszym…?
2 — … lepszym od siebie samego sprzed roku?
3 — … czy może — od innych ludzi?

Bo jeśli to trzecie, to znaczy, że czegoś bardzo Ci w życiu brakuje, ale chyba chcesz to zdobyć… krzywdząc innych. Bo ktoś nagle poczuje się gorszy od Ciebie. I wcale nie broń się uzasadnieniem przez posłużenie się Darwinowym „Przetrwają najsilniejsi”. Sprawa jest prostsza: kiedy mamy ochotę razem pobiegać, to biegajmy. Jeśli zawsze będziesz udowadniać, że szybciej biegasz, to ja pewnie utracę sens robienia tego z Tobą. Bo ja nie mam zamiaru pracować nieustannie nad tym, by udowodnić, że jesteś gorszy ode mnie. Zwyczajnie… brzydzi mnie to.


Mój survival daje nie tylko wyżycie się i poznanie nowych technik, nie tylko potwierdzenie siebie i oderwanie od uciążliwości życia codziennego — on daje rzeczywiste szczęście, wcale nie to trwające minuty, ale trwałe.

Mój survival jest zabawą, właśnie dokładnie tą zabawą, która uczy. Mój survival zawiera w sobie sens życia. Mój survival jest bardzo tajemniczy i zarazem bardzo swojski. Mój survival jest jak kameleon, nigdy nie jest taki sam, zmienia się w zależności od tego, czego pragną moje ciało, świadomość i podświadomość. Zmiana nie oznacza utraty, jak przy zmianie wężowej skóry — wszystkie zmiany są kumulowane.

Bo na początku musisz sobie dać odpowiedź na Bardzo Ważne Pytanie. Dać odpowiedź, to nie znaczy palnąć bez namysłu to, co się pojawi w głowie, lecz dobrze przeanalizować sytuację i wybrać najbardziej sensowną myśl.

A pytanie brzmi: dlaczego bawisz się w survival?


Kto może zajmować się survivalem?

  • Survival jest przeznaczony dla każdego, kto go odkryje. Nie mają tu znaczenia takie cechy jak wiek, płeć, poglądy polityczne czy wyznawana religia. Liczy się zdolność do samodzielnego rozumowania i dążność do rozumienia świata i siebie samego.
  • Survivalem można zajmować się dla siebie samego, ale można i z myślą, że survivalowa wiedza będzie służyć także innym. Można skupić się jedynie na technikach i sprzęcie, ale można zainteresować się funkcjonowaniem człowieka od strony fizjologii, psychologii, socjologii, antropologii a na koniec — filozofii. Wszystko zależy od naszych możliwości oraz podjętej drogi poznawania…
  • Dobrą wiadomością jest to, że survival od początku do końca — czyli dla początkujących, a także dla zaawansowanych — jest wspaniałą przygodą. Można go ubrać w fabułę, co czyni go wplecionym w specyficzny układ odgrywania ról i odnajdywania się w nich. Survival jednak fabuły nie potrzebuje — sam w sobie jest fabułą.

potrzebna głowa

Jaki jest survival?

Należy odróżniać — zawsze — poziomy, na których właśnie się działa. „Rysowaniem” bowiem nazwiemy bazgroły trzyletniego dziecka, pierwsze wprawki na lekcji wychowania plastycznego, ilustrację dodaną do wywodu o budowie bakterii na lekcji biologii, mazanie na kartce papieru podczas nudnej konferencji, szkic do portretu, skończony portret ołówkiem wystawiony potem na ekskluzywnej aukcji, itp. „Survivalem” możemy nazwać bardzo wiele, bo rozpiętość jest ogromna. I — co istotne — samo zorientujecie się, jak wielu gamoniów będzie zaklinać się, że tylko jego survival jest tym prawdziwym.

Podobnie — w ramach wszelkich innych życiowych wyborów — kreatywny człowiek użyje młotka jako:

  • narzędzia do wbicia gwoździa
  • narzędzia do rozpędzenia zabawy w remizie
  • symbolu oznaczającego własną kuźnię (oczywiście jedyną w promieniu 500 kilometrów)
  • symbolu — połączonego z sierpem — oznaczającego agresywne imperium
  • przycisku do papieru
  • itp.

W survivalu istnieją również rozmaite poziomy, płaszczyzny i działy. Najprościej jest mówić o survivalu początkujących, a później — gdzieś w nieskończoność — ciągnie się lista nieformalnych stopni, wiedz tajemnych, specjalności nieokiełznanych. Rzecz całkowicie nie do zdefiniowania, porównania i wykazania większej lub mniejszej wartości.

Możliwym jest określenie stopnia kreatywności oraz pól poruszania się po dziedzinach:

  • przyrodoznawstwa
  • technik
  • narzędzi
  • działania z ludźmi i wśród ludzi
  • działania na sobie i z samym sobą

potrzebna głowa

Jaki sens ma survival?

Od dawna już przedstawiam survival w jego kształcie, który — wciąż w zalążku mej wizji — jest jakimś docelowym kształtem „doskonałości”, czegoś w rodzaju „służby”. Nie chcę obarczać nikogo poczuciem winy, że w „takiej” roli to on, ku swemu wstydowi, nie spełnia się. Nie chcę też wskazywać mu, że musi osiągać wszystkie stadia po kolei, i niech nie śmie przystawać w tym zbożnym działaniu ani na chwilę. Zresztą nieustannie powtarzam, że w survivalu powinna funkcjonować własna wizja, własne spełnienie, własna wola. Ale… staram się jednak podsuwać ową wizję. Mając jakikolwiek przykład — jest łatwiej.

Dlatego uprzedzając niektóre pytania podkreślam, że „służba” nie oznacza znalezienia się w tej roli w konwencji wypełniania swego zawodu czy powinności, ale oznacza wewnętrzny imperatyw człowieka, który doszedł do pewnego wyższego stopnia rozwoju — zauważa swoją życiową rolę, swój sens życia, w wypełnianiu misji życiowej, którą sam sobie wybrał i wyznaczył.

A piszę to wszystko, bo uważam przyjęcie tej wersji survivalu za optymalny — daje i sens, i zadowolenie z siebie, i skłania do uzupełniania wiedzy (bo samemu przed sobą wstyd, gdy człek się czuje „ciołkiem”), i daje siłę…

Człowiek bez zasadnej pewności siebie w sumie ciągle czeka na mamusię, żeby uratowała. Gdy jest nieco dojrzalszy — oczekuje na służby ratownicze. Albo zdobywa sobie poczucie bezpieczeństwa jak źle wychowany pies — kradnąc je sprzed nosa komu innemu.

Poza tym… jakoś wszystkich z „owczego stada” cechuje nieustanne samozadowolenie i bajkowe poczucie bezpieczeństwa. Zapewne dlatego, że wszystkie trupy pod kołami, utopieni, porwani przez lawinę — to tylko atrapy. Dla urozmaicenia życia…

Nie umiem działać „tak jak wszyscy”, „bo tak się robi”. Jeśli ludzie nagle zaczynają się czymś pasjonować, to mnie tam z nimi nie ma. Jeśli jestem, to raczej znaczy, że byłem przed nimi… Nie jestem stadny, nie jestem „zabawowy” i „ubawowy”. Kiedy inni oddają się beztrosce, ja staję się ściszonym obserwatorem, niekoniecznie oceniającym. Za to, kiedy jest źle, lub fatalnie, okazuje się, że również „nie jestem stadny”, bo wtedy głównie to ja działam. A może inaczej: funkcjonuję. Ponadto przekonałem się, że jestem jednym z nielicznych, którzy zachowują spokój, nie wpadają w spiralę emocji. I wiem to na pewno — mało nas… takich.

Dlatego zakończę tak:
Mój survival wywodzi się z troski o przyzwoite życie człowieka, który to życie pragnie zrozumieć. Nie chcę być — jak już to wyłuszczyłem — stadny. Nie chcę być skoncentrowany całym sobą na tym, co właśnie przyciąga prostackich gapiów, bo ja jednocześnie obserwuję tło. Nie chcę wyciągać wniosków, które same się narzucają, bo w tle rozwiązuję „co jest grane?”. Kiedy się bawię na całego, to nadal jestem czujnym strażnikiem i ratownikiem. Kiedy jadę do lasu biwakować w dziczy, to po to, aby młodzi ludzie zakosztowali oderwania od schematów codzienności i od schematów dokonywania wyborów. By potem potrafili samodzielnie zbudować własną regułę funkcjonowania. Na pewno nie po to, by im wmówić: „To co robicie, my starzy traperzy nazywamy survivalem!” Bo bez względu na ekwilibrystykę pojęciami biwak nazywamy biwakiem. A survival z tego może się wyłonić… byle nie ten na serio, ale ten ćwiczebny.

I przepraszam za to, ale do ludzi, którzy tworzą survival sztuczny, napuszony, napełniony samczo-militarnym podnieceniem, staram się nie przyłączać… Aczkolwiek niczego im nie będę wytykać. Każdy sam powinien rozumieć czym się zajmuje. Zresztą… sam popełniałem i popełniam mnóstwo błędów w życiu.